arturb arturb
9072
BLOG

Głuchy telefon po polsku

arturb arturb Polityka Obserwuj notkę 186

W komentarzach do poprzedniego wpisu, dwie osoby poruszyły temat Wiktora Batera, podając równocześnie link artykułu i krótkiego wywiadu z dziennikarzem po odbiorze nagrody.  Czytamy tam m.in.

(...) Odebrał telefon od swojego informatora, członka polskiej delegacji czekającej na prezydenta Lecha Kaczyńskiego na lotnisku w Smoleńsku...
Pędząc 200 kilometrów na godzinę w kierunku Smoleńska, nadawałem tę informację telefonicznie” – opowiadał Bater miesięcznikowi „Press”.

http://www.press.pl/newsy/pokaz.php?id=24699

Z komentarza wynikało, że wypowiedź Batera w filmie była dłuższa. Komentujący zacytował słowa, których obecnie nie usłyszymy w linkowanym materiale.

(...) Przerażenie ? Nie wiem. Przerażenie jest wtedy kiedy taki dziennikarz nie nadaje się już do prowadzenia relacji. Po zdobyciu wiedzy co i jak tam ...

 

To skłoniło mnie  do opublikowania notki na temat  przekazu informacji o incydencie, wypadku czy katastrofie jak kto woli.

Spośród licznie zebranych osób oczekujących prezydenta na Siewiernym, jedynie zeznania Górczyńskiego są ujawniane w mediach. Rozpoczęło sie to dość późno bo w drugiej połowie sierpnia. Reszta świadków prawdopodobnie do tej pory nie może ustalić, czego nie widziała i czego nie słyszała. Z tego prostego powodu traktuję byłego naczelnika w departamenie Wschód jako jedyne źródło informacji o katastrofie.

Dariusz Górczyński:
(...)  Około godziny 10:00 (czasu moskiewskiego) Paweł Kozłow (Federalna Służba Ochrony) , który był chyba cały czas w kontakcie ze służbami kontrolnymi lotniska, stwierdził, że jest coraz gorsza pogoda i samolot będzie robił próbne podejście, ale prawdopodobnie zostanie skierowany do Moskwy na lotnisko Wnukowo, żeby przeczekać mgłę i następnie ponownie przylecieć do Smoleńska (…) po około 15-20 minutach Paweł Kozłow powiedział, że kontrolerzy lotniska przekazali mu, że nasz samolot będzie jednak do Mińska. (…) Po tych rozmowach dalej oczekiwaliśmy na przylot bądź dalsze informacje. Około 10:40 wyszliśmy z namiotu. Paweł Kozłow powiedział mi, ze nasz samolot zaraz będzie robił próbne podejście. Wcześniej słyszałem, że rosyjski IŁ próbował lądować, ale mu się to nie udało. Ja tego samolotu nie widziałem i nie słyszałem. W pewnym momencie usłyszałem ryk silników, a następnie głośny huk. Pobiegliśmy do samochodów i szybko pojechaliśmy w stronę, skąd dobiegał huk. Wysiedliśmy z samochodów na końcu pasa i pobiegliśmy dalej.

(...) Ja zadzwoniłem o 10:43 do dyrektora Bartkiewicza i powiedziałem mu, że samolot się rozbił i że jest rozbity na kawałki. Następnie zadzwoniłem do Tadeusza Stachelskiego do Katynia i do dziennikarza Wiktora Batera, który był w Moskwie. 

niezalezna.pl/artykul/co_turowski_mowil_o_rannych_ze_smolenska/40881/1
www.fakt.pl/Byli-ranni-w-Smolensku-Kopacz-zaprzecza,artykuly,86796,1.html

Dariusz Górczyński moim zdaniem  mija się z prawdą podając czas telefonowania do wskazanych osób, ponieważ Wiktor Bater podał z dużą dokładnością czas wcześniejszy. Ale to nie jedyna nieścisłość. Na fotografii widać namiot, w którym prawdopodobnie przebywał.

Znajdował się on po lewej stronie bramy południowej. Aby łatwo zlokalizować jego położenie na mapie Googla podaję współrzędne 
54st 49'19.81" N  
32st 02'14.82" E 

Patrząc na mapę dokładnie widać, że jadąc samochodem w stronę końca pasa i dalej biegnąc pieszo podążał w nieco innym kierunku niz oficjalne miejsce katastrofy. Czyżby huk dobiegł skąd indziej? Co widział lub slyszał Górczyński?

Radosław Sikorski:
(...) To było dosłownie kilka minut po katastrofie, gdyż na lotnisku w Smoleńsku była nasza grupa przygotowawcza z ambasadorem, naczelnikiem w departamencie Wschód. Sobota rano dostaję telefon od dyrektora departamentu, rozmiary katastrofy nie były jasne..
(...) Najpierw
 (telefonował) dyrektor departamentu z informacją, że samolot się rozbił, ale nie było wybuchu. I teraz dylemat: czy po takiej jednoźródłowej informacji stawiać w stan kryzysu całe państwo. Wysłałem pierwszego sms-a do premiera i zadzwoniłem do ambasadora.

Sikorski wskazuje Bartkiewicza jako źródło informacji. Bartkiewicz, który przed chwilą dowiedział się od Górczyńskiego o rozbiciu samolotu na kawałki, poinformował Sikorskiego, że samolot co prawda się rozbił, ale nie było wybuchu. Sikorski odebrał to jako informację niewielkiej wagi i nie uznał za stosowne poinformować telefonicznie premiera. Chyba panowie z MSZ-u bawili się w głuchy telefon.

Jacek Sasin:
(...) Będąc na cmentarzu najpierw dostałem informację, że samolot nie wyląduje, że samolot będzie leciał na inne lotnisko i w tym momencie zobaczyłem pana z protokołu dyplomatycznego, który był na miejscu, zaczął krzyczeć do słuchawki "to niemożliwe".
Ja podchodzę do tego człowieka z protokołu, mówię "dlaczego pan tak się denerwuje, przecież za chwilę przyjadą, wylądują gdzie indziej, to nie jest tak znowu duży problem. On mówi "panie ministrze, ja w to nie wierzę. Dostałem informację, że samolot się rozbił". Ja mówię "Coś poważnego?".
(...) On mówi nie wiem dokładnie, ale prawdopodobnie przy lądowaniu samolot zjechał z pasa.

www.rmf24.pl/raport-lech-kaczynski-nie-zyje-2/kaczynski-fakty/news-dramatyczna-relacja-z-katynia-panie-ministrze-ja-w-to-nie,nId,272075

Jacek Sasin wcześniej został poinformowany, że samolot nie będzie lądował w Smoleńsku. Prawdopodobnie przez Górczyńskiego, który podobną informację przekazał Bartkiewiczowi, a ten Sikorskiemu i ona stanowiła treść sms-a, który przesłał Tuskowi. Możliwe, również, że Sasin dowiedział się od Marcina Wierzchowskiego - pracownika kancelarii, który był w nieznanym miejscu.  Domniemuję, że Sasin był świadkiem rozmowy Górczyńskiego ze Stachelskim - pracownikiem protokołu dyplomatycznego. Na tę rozmowę prawdopodbnie powołuje sie również  Piotr Zychowicz. 

Piotr Zychowicz:
O tym, że z polskim samolotem „stało się coś złego”, dowiedziałem się kilka minut po katastrofie, która nastąpiła o 8.56 (10.56 czasu miejscowego). Byłem wtedy przed Polskim Cmentarzem Wojennym w Katyniu, gdzie wraz z kilkuset innymi osobami – przedstawicielami Rodzin Katyńskich, Polakami z Rosji, polskimi żołnierzami, harcerzami, politykami i dziennikarzami – czekaliśmy na przybycie prezydenta Lecha Kaczyńskiego
Informacja o kłopotach  na oddalonym o kilkanaście kilometrów wojskowym lotnisku w Smoleńsku pochodziła od stojącego opodal zdezorientowanego dyplomaty. Otrzymał ją przez telefon, ale połączenie było bardzo złe. Nie wiedział „nic na pewno”.
Wraz ze stojącymi w pobliżu dziennikarzami natychmiast podjęliśmy decyzję: jedziemy. Wsiedliśmy do samochodu. Korespondentka „Rz” w Moskwie Justyna Prus, reporter telewizyjny Wiktor Bater, jego kamerzysta, rosyjski fotograf, dziennikarka Reutersa i ja.

(...) Po dziesięciu, góra piętnastu minutach szaleńczej jazdy byliśmy na miejscu. Jeszcze po drodze dostaliśmy telefoniczną informację: „z samolotu nie ma co zbierać”. 

www.rp.pl/artykul/460145.html

Piotr Zychowicz oczywiście kłamał w kwestii godziny zdarzenia.  Również wątpliwość budzi miejsce pobytu osób wymienionych przez Zychowicza, a w szczególności Wiktora Batera. Zychowicz wskazał Katyń, Górczyński - Moskwę, Wudarczyk - Smoleńsk. Być może jechali na jakieś lotnisko rezerwowe, na którym miał lądować samolot lub tam właśnie byli. Kilkanaście minut szaleńczej jazdy (chwilami z prędkością 200 km/h) wskazuje, że mogło to znacznie dalej niż Katyń.

Wiktor Bater:
Pierwszą informację o tym, że doszło do nieszczęścia otrzymałem telefonicznie od jednego z uczestników oficjalnej polskiej delegacji o 10:40 czasu lokalnego, czyli o 8:40 czasu polskiego, czyli praktycznie cztery minuty po katastrofie. Wówczs na cmentarzu w Katyniu nikt o niczym nie wiedział. Było potworne zamieszanie. Wszyscy usiłowali sie dodzwonić do członków oficjalnej delegacji,

Górczyński rozpoczął swoje telefonowanie o godz. 10:43 i zadzwonił do Batera w trzeciej kolejności. Mogła być wówczs nie wcześniej niż  10:44. Bater twierdzi, że odebrał telefon cztery minuty wcześniej, a katastrofa wydarzyła sie o 10:36. Jeden z Panów mija sie z prawdą, albo Bater otrzymał nformację o wypadku wcześniej od kogoś innego niz Górczyński.

Członkowie oficjalnej delegacji, o których mówi Bater, a którzy zdaniem Wudarczyka przylecieli innym samolotem, to prawdopodobnie m.in.
Jacek Sasin - minister w kancelarii prezydenta ,
Tadeusz Stachelski - pracownik protokołu dyplomatycznego MSZ,
Marcin Wierzchowski - pracownik kancelarii prezydenta,
oraz inne osoby, które znajdowały się na liście członków oficjalnej delegacji (krążącej w internecie od 4 kwietnia 2010r - 129 osób bez zalogi samolotu) a nie znalazły się na liscie ofiar.
http://www.bibula.com/?p=21100 .

Paweł Wudarczyk - operator telewizji Polsat
Do mnie zadzwionił operator z Wydarzeń, Krzysiek Łapacz, który jest z Wiktorem Baterem. Oni byli w Smoleńsku i on zadzwonił do mnie, że co się stało? co się stało ? On myslał, że myśmy lecieli tym samolotem. To ja mu powiedziałem, że myśmy przylecieli samolotem, w którym byli wyłącznie dziennikarze i on powiedział, że prawdopodobnie się stało coś takiego strasznego, że oni jadą tam, a żebym ja został tu na cmentarzu i zajął się tą częścią która, no jeżeli się nic nie stało, to obchody bedą, żeby tutaj robić co było zaplanowane. 

Wnioski z części pierwszej:

  1. Żadna z osób które deklarują obecność na Siewiernym 10 kwietnia w czasie 8:00 - 9:00 nie utwierdziła mnie w przekonaniu, że istotnie tam przebywała. Dotyczy to również innych osób nie cytowanych przeze mnie w tej notce.
  2. Przypuszczam, że wstępnie na prezydenta mieli oczekiwać zarówno dziennikarze, jak i członkowie oficjalnej delegacji, którzy przylecieli innym samolotem. Jednak wobec informacji przekazywanej od początku przez Rosjan, że samolot nie będzie lądował niemal wszyscy się rozjechali. 
  3. Nie wiem, gdzie oczekiwali na prezydenta ambasador Bahr z kierowcą, którzy deklarują obecność na lotnisku, ale nie przebywali razem z Górczyńskim co jest bardzo zastanawiające.
  4. Pierwszy przekaz dotyczył incydentu lotniczego, prawdopodobnie nieudanego lądowania. Mógł to być np. manewr touch and go, który przez obserwatorów został odebrany jako zjechanie z pasa.. Niestety, żaden ze świadków obecnie nie przyznaje się publicznie do bezpośredniego zaobserowania tego incydentu, ale istnieją takie anonimowe świadectwanp. dziennikarzy. Nie wiem, czy stanowią część dezinformacji.
  5. Zarówno polski MSZ jak i agencja Reutersa wstępnie informowały o rozbiciu Jaka-40. Dziennikarka Reutersa jechała wraz z Wiktorem Baterem. Pan Paszkowski z pewnością informację otrzymał od Górczyńskiego, który jak przyznał był w kontakcie z Baterem. Informator Wiktora Batera prawdopodobnie widział zdarzenie z udziałem Jaka-40. Oczywiście można założyć pomyłkę, ale zarówno rozmiary samolotu jak i dźwięk silników różnią te maszyny w sposób zasadniczy.

Piotr Górczyński: 
(...) Wśród drzew zobaczyliśmy szczątki samolotu, a w zasadzie koła skierowane do góry. Czuć było zapach paliwa i widać było trochę płomieni

niezalezna.pl/artykul/co_turowski_mowil_o_rannych_ze_smolenska/40881/1

Sławomir Wiśniewski:
(...) Nie było foteli, walizek, toreb ani – przede wszystkim – ciał czy ludzkich szczątków. Dopiero potem powiedziano mi, że ciała były gdzie indziej. Tam, gdzie ja byłem, spadł tylko silnik, części kadłuba. Ciała były zaś w głębi lasu, po prawej stronie, tam gdzie do góry nogami leżały koła, podwozie

www.rp.pl/artykul/460798.html

(...) Nie było wielkiego ognia. Od razu przyjechała jedna straż, ale miernie im to szło. Ale nawet nie było widać, że ktoś zginął. Więc początkowo myślałem, że to był pusty samolot. Była taka potworna cisza jak po katastrofie – dodał. - To jednak nie był taki widok jak po zwykłym wypadku lotniczym. Byłem świadkiem wydarzeń w Kabatach, to wyglądało inaczej. Tu nie było widać ciał

www.tvp.info/informacje/swiat/na-miejscu-byla-potworna-cisza/1642519

Marcin Wierzchowski:
Wierzchowski, czekając na przybycie delegacji, w pewnym momencie usłyszał „charakterystyczny świst silników tupolewa”, a następnie zobaczył, że w stronę, z której doszedł ten dźwięk, szybko ruszają samochody rosyjskiej ochrony. Wskoczył do samochodu ambasadora Bahra i pojechał za samochodami rosyjskimi. Przejechał pasem startowym do końca, a następnie wysiadł z samochodu i pieszo przedostał się koło muru oddzielającego lotnisko od miejsca katastrofy na skraj polany, gdzie upadł tupolew. Przed nim na to miejsce dobiegło trzech mężczyzn w białych fartuchach narzuconych na garnitury. Poza tym w pierwszych minutach nie widział żadnych ludzi. Wierzchowski był na miejscu katastrofy z pewnością na kilka minut przed tym, nim rozebrzmiał sygnał syreny karetek ratunkowych. Na miejscu widział podwozie samolotu odwrócone kołami do góry i dalej, po prawej, tylną część (rufę) samolotu. Widział rozrzucone, często zdeformowane ciała.

niezalezna.pl/artykul/ochrone_prezydenta_rp_pozostawiono_rosjanom/42561/1

Chciałbym wierzyć Marcinowi Wierzchowskiemu, ale mija się z prawdą. Nawet jeśli jechał z ambasadorem Barem to był poza lotniskiem.

Jan Mróz:
(...) W momencie, gdy podjeżdżaliśmy do bram lotniska minęła nas limuzyna ambasadora Bahra w asyście straży pożarnej, jak się później okazało, jadących na miejsce katastrofy
 

tvn24.lajt.pl/1665598,1,2,wiadomosc.html
 

Wierzchowski jeśłi jechał z ambasadorem, to powinien wejść na teren pobojowiska nie od strony lotniska, lecz ulicy Kutuzowa podobnie jak ambasador Bahr.

Ambasador Bahr:
(...) Samolotu samego nie widzialem, dlatego że miejsce w którym my oczekiwaliśmy było bardziej oddalone. natomiast to że coś się stało zorientowałem sie takim nagłym ruchu gospodarzy, po gestykulacji oraz po tym, że zaczęly jechać auta..Myśmy natychmiast wsiedli w auto swoje po to by jechać za strażą pożarną, bo jeżeli się zobaczyłem że jedzie straż pożarna przez środek lotniska to zorientowalem się, że coś się dzieje. Dlatego byliśmy w tym miejscu dosłownie w kilka minut po wydarzeniu.
(...) Trzeba było przebiec przez taką łąkę, która była mokra i się zapadaliśmy biegnąc.  No i zobaczyliśmy właśnie cały szereg tych elementów i wydobywujący sie dym ttak jak z takich ognisk, jak czasami widzimy na polach. gdzieś w jesieni. No i oczywiście wszystkie te części, to była tylna bardziej część samolotu i która została zmniejszona do tej wielkości, którą państwo widzieli wielokrotnie tam w telewizji. W każdym razie pierwsze wrażenie jest takie, że coś jest ogromne zmniejszyło się, spłaszczyło do jakichś nieprawdopodobnych rozmiarów.

(...) Chcieliśmy wyciągać ofiary, jednak nikogo nie mogliśmy znaleźć.
(...) liczyliśmy, że zobaczymy nawet kadłub samolotu, do którego będziemy mogli dobiec i wyciągać stamtąd ofiary. A ten widok już był taki, że widać było, że jest to zupełnie niemożliwe..

(...) Pierwsza chwila to jest taka, kiedy człowiek musi zapanować nad własnymi jakimiś odruchami czysto fizycznymi,  dlatego, że to są jakieś przerażające widoki, ale zaraz dosłownie kilka minut minęło kiedy zadzwoniono do mnie z centrum rządowego i już była wiadomość przekazana i mogłem w tym samym momencie zaraportować Panu ministrowi Sikorskiemu.

wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,7770799,Ambasador_Bahr__Chcielismy_wyciagac_ofiary__jednak.html
www.youtube.com/watch

Radosław Sikorski:
(...) W ciągu kilku, kilkunastu minut ambasador był przy wraku, oglądając wrak i wtedy już niestety wątpliwości zniknęły
Dziennikarka: I wtedy dzwoni pan do premiera, do marszałka Sejmu...
w trzeciej kolejności chciałem zadzwonić do ministra Stasiaka, ale on już nie odebrał... No i do Jarosława Kaczyńskiego.
(...) Powiedziałem, że mam straszną informację, że doszło do tragicznego wypadku, i że niestety ze słów ambasadora, który jest na miejscu i ogląda wrak można wywnioskować, że nikt nie przeżył.

wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,7761052,Sikorski_dzwonil_do_Jaroslawa_Kaczynskiego__Mam_straszna.html

Jacek Sasin:
(...) Zdecydowałem natychmiast że muszę jechać na lotnisko. (...) Już po drodze zaczęły napływaćinformacje znacznie gorsze, że samolot nie doleciał do pasa, że rozbił się przed pasem.
(...) Po wysiędnięciu z samochodu biegnie do nas funkcjonariusz rosyjski umundurowany, pytamy go co się stało, a on krzyczy "wsie pogibli"  
(...) Obraz jaki zobaczyłem był tragiczny i wstrząsający.
(...) Chwile pochodziliśmy, popatrzyliśmy Zdecydowaliśmy z panem ambasadorem Bahrem, że w tej sytuacji musimy wrócić na cmentarz Katyński.no i poinformować wszystkich co się stało.

www.rmf24.pl/raport-lech-kaczynski-nie-zyje-2/kaczynski-fakty/news-dramatyczna-relacja-z-katynia-panie-ministrze-ja-w-to-nie,nId,272075 

(...)  Kolejne informacje, które przychodziły były coraz gorsze. Następna informacja, jeszcze cały czas telefoniczna, od mojego współpracownika, który był tam na miejscu i on zadzwonił i w bardzo emocjonalny sposób przekazał, opisał mi miejsce katastrofy. Ja w dalszym ciągu nie wierzyłem. Zacząłem go uspokajać zacząłem mówić, że napewno panikuje, nie jest tak źle jak to przedstawia.

www.youtube.com/watch

(...) Byłem na cmentarzu w Katyniu. Poinformował mnie o tym jeden z pracowników polskiego protokołu dyplomatycznego. Wtedy nie zdawaliśmy sobie sprawy z powagi tego wypadku. (...) Było to zaledwie kilka minut po wypadku.
(...) Około godziny 9.40 czasu polskiego byłem już na miejscu katastrofy. (...) Przybyłem na miejsce godzinę po katastrofie.
(...) Widok był przerażający. Wrak samolotu był bardzo zniszczony, do tego stopnia, że właściwie nie dało się rozpoznać poszczególnych jego fragmentów. Rozpoznałem tylną część samolotu, fragmenty kadłuba, dlatego że wskazywał na to rząd okien. Nie byłem w stanie dostrzec kokpitu. Moją uwagę zwróciło to, że części samolotu nie były rozrzucone po większej przestrzeni, były one raczej skupione w jednym miejscu. Myślałem wtedy, że samolot spadał pionowo, z dużej wysokości. Tłumaczyłem sobie wówczas, że musiało dojść do poważnej awarii samolotu - czy to awarii silników, czy też blokady sterów. Nie przypuszczałem, że ten upadek nastąpił z tak niewielkiej wysokości, o czym już teraz wiemy.

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101011&typ=po&id=po41.txt

Wnioski z częsci drugiej.

  1. Szczątki samolotu zostają odnalezione w innym miejscu, niż były początkowo poszukiwane. (na przedłużeniu pasa). Obserwatorzy wskazują na nienaturalny wygląd wraku, a w zasadzie jego brak.
  2. Rosjanie podają zupełnie odmienną wersję katastrofy od wstępnie sygnalizowanej. Samolot nie doleciał do lotniska, rozbił się przed pasem.zahaczając o brzozę.
  3. Czas dotarcia na miejsce katastrofy przez Sasina jest zbyt długi jak na dojazd z Katynia. Problemy z czasem to stały element tej tragedii .Czyżby w międzyczasie przestawiono czas?  Chyba nie był przetrzymywany przez Rosjan na cmentarzu, podobnie jak dziennikarze.

(...) Nasz przewodnik i oficer FSB wprowadzają nas do autobusu. Okazuje się, że jednak nie wolno nam odjechać. Oficer zabronił. Rosjanie dostają sprzeczne rozkazy. W końcu zbieramy się w autobusie i jedziemy pod bramę lotniska

http://prawdaxlxpl.wordpress.com/tag/smolensk/page/2/

Może z tych wypowiedzi ktoś jest w stanie wyciągnąć lepsze wnioski.

arturb
O mnie arturb

Zbanowali mnie: Eli.Barbur - po usunięciu niewygodnego pytania

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka